Adam Redzik

Odszedł dr Leszek Allerhand

2018-04-03 03:00:00

 

w czerwcu 2016 r. w ukochanym hotelu George we Lwowie, z którego centralnego balkonu obserwował ukochane miasto

 

W dniu 3 kwietnia br. odszedł Dr Leszek Allerhand

 

Ubył Ktoś bardzo Bliski...

 

Zawsze mówił, że jest "dzieckiem Lwowa" 

Tak... dzieckiem Lwowa. Tam przeżył pierwsze siedem szczęśliwych lat, tam też przeżył wojnę, okupację sowiecką, niemiecką, koszmar Holokaustu. 

... trudno pisać. 

 

W 2011 r., w posłowiu do drugiego wydania Zapisków z tamtego świata pisałem: „W Zakopanem cieszy się estymą. Jako wieloletniego lekarza chorób wewnętrznych i ordynatora w miejscowym szpitalu, w którym podjął pracę tuż po przybyciu do miasta w 1962 r., poznał Go niemal każdy mieszkaniec, a i wielu wczasowiczów”. W sercu pozostał na zawsze „dzieckiem Lwowa”, wielokulturowego miasta swojego wczesnego beztroskiego a potem traumatycznego dzieciństwa.

 

Leszek Allerhand urodził się 1 października 1932 r. we Lwowie jako jedyne dziecko w rodzinie adwokata dr. Joachima Allerhanda (1897–1970) – syna wybitnego uczonego profesora Maurycego (1868-1942) – oraz Zinajdy z Rubinsteinów (1908–1978). Pierwsze lata życia upłynęły Mu beztrosko, aż do września 1939 r., do okupacji sowieckiej. Już wówczas zarówno dziadek, jak i ojciec doświadczyli zła. Najgorsze przyszło jednak w lipcu 1941 r., kiedy to Allerhandom odebrano mieszkanie przy ul. Jagiellońskiej, a niedługo potem zmuszono do przeniesienia do getta, do kamienicy przy ul. Zamarstynowskiej 58. Holokaust pochłonął życie ukochanego Dziadka Maurycego, Babci Sary, cioci Maryli, kuzynów Ali i Józka Fellerów.  Leszek z Mamą i Ojcem przeżyli, co było niemal cudem.

 

Po traumatycznych przeżyciach związanych z okupacją wyjechał wraz z ojcem i matką do Krakowa. Tam ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki. Ojciec, który wykonywał zawód adwokata oraz zaprzyjaźniony z nim prof. Kazimierz Przybyłowski, ostatni dziekan Wydziału Prawa UJK we Lwowie, podczas pamiętnej rozmowy nie zachęcali go do studiowania stalinowskiego prawa, do którego zresztą nie czuł szczególnego powołania. Wybrał medycynę, ale – jak wspominał – złe pochodzenie (inteligenckie) utrudniało mu skutecznie przyjęcie na studia. Po kilku nieudanych próbach, w kolejnej ankiecie personalnej nie wpisał, że ojciec jest adwokatem, ale „robotnikiem prawniczym”, co wywołało uśmiech wśród członków komisji. „Wymogi formalne zostały spełnione” – „pochodzenie robotnicze”.

 

Studia rozpoczął jeszcze na Wydziale Lekarskim UJ, ale ukończył w 1956 r. już w Akademii Medycznej w Krakowie. Następnie został asystentem w Trzeciej Klinice Chorób Wewnętrznych w Krakowie i stypendystą Ministerstwa Zdrowia w Studium Szkolenia Kadr Lekarskich. W 1961 r. uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim stopień doktora nauk biologicznych. Rok później związał się z Aliną Towarnicką, narciarką, a w przyszłości także artystkę osiągającą sukcesy w malarstwie na szkle. W tym czasie przyjechał do Zakopanego.

 

Dr Leszek Allerhand przez wiele lat był lekarzem kadry narodowej biegaczy i biegaczek Polskiego Związku Narciarskiego. Oprócz zainteresowań muzyką poważaną, narciarstwem i turystyką w ostatnich latach poświęcił się rodzinnemu Lwowowi oraz pamięci Dziadka, którego niemal cudem ocalałe zapiski dotarły do niego w latach dziewięćdziesiątych XX w. Swoje wspomnienia spisał w latach 2001–2002 i uzupełnił na przełomie 2010 i 2011 roku. Przeżyciom doby Holokaustu oraz dziadkowi Maurycemu poświecił też dwa filmy. Pierwszy, zrealizowany w 2004 r. pt. Pasja życia, otrzymał specjalne wyróżnienie na 2. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Żydowskie Motywy”, który odbył się w Warszawie w dniach 19–24 maja 2005 r. Drugi, pt. Zapiski z tamtego świata, zrealizowany został w 2007 r. W 2010 r. wydał bogato ilustrowany album pt. Żydzi Lwowa. Opowieść.

Deklarował zawsze skromnie, że nie posiada doświadczenia literackiego... sugerując podejście do jego tekstów z wyrozumiałością. Tymczasem każdy, kto przeczyta wspomnienia lub opowieść „Żydzi Lwowa” zostanie urzeczony bogactwem języka i umiejętnością wpłynięcia na czytelnika. Miał rację zaprzyjaźniony z dr. Allerhandem  ś.p. ojciec Stanisław Musiał SJ, pisząc o „zniewalającej piękności […] tekstu, i to przy opisie rzeczy strasznych”. Gdy pracowaliśmy nad albumem „Żydzi Lwowa” wielokrotnie wzruszałem się, opracowując kolejne fragmenty, nawet jeśli czytałem je już wcześniej, szczególnie zaś ujmowało zakończenie owego dzieła:

 

          „Po wielu, wielu latach odbyłem wędrówkę po tych uliczkach i placach. Potykałem się o te same dziury na chodnikach i jezdniach, co przed wielu laty, oglądałem odpadające tynki, odsłaniające mozaikę starych kamiennych murów, wspinałem  się po połamanych schodach, trzymając się nieistniejących poręczy, patrzyłem na zrujnowane podwórza. Mijając Plac Wekslarski, zauważyłem, że kram „cioci Kenci”, sprzedającej kiedyś ciepłe bułki z mlekiem, jest nadal zamknięty, a na żelaznej bramie kramu zawieszono kłódkę.

           Szabatowej ciszy, piątkowej świecy i chasyda spieszącego na modlitwę nie spotkałem” (Żydzi Lwowa, s. 214).

 
Zobacz wspomnienie w "Palestrze" 2018, nr 5.