Adam Redzik

Zasady awansu naukowego do zmiany - Adam Redzik, Antoni Bojańczyk

2017-02-05 12:00:00
Nadmierne uzależnienie awansów naukowych od kryteriów o charakterze formalnym, nie mających większego znaczenia z punktu widzenia oceny dorobku merytorycznego naukowca takich jak promowanie czy recenzowanie doktoratów w bardzo krótkim czasie doprowadziło do negatywnych zjawisk w naukach społecznych i wymaga szybkiej zmiany. Przy okazji trwających, prac nad reformą przepisów regulujących funkcjonowanie nauki warto rozważyć dokonanie istotnej korekty wadliwego modelu piszą prawnicy, profesorowie UW Antoni Bojańczyk i Adam Redzik. Pełna treść w "Rzeczpospolitej" z 5 litego 2017 r.

 

Zasady awansu naukowego do zmiany

 

Relacje w przewodach doktorskich zostały odwrócone: to promotorowi zależy bardziej.
 

Nadmierne uzależnienie awansów naukowych od kryteriów o charakterze formalnym, nie mających większego znaczenia z punktu widzenia oceny dorobku merytorycznego naukowca   takich jak promowanie czy recenzowanie doktoratów  w bardzo krótkim czasie doprowadziło do negatywnych zjawisk w naukach społecznych i wymaga szybkiej zmiany. Przy okazji trwających, prac nad reformą przepisów regulujących funkcjonowanie nauki warto rozważyć dokonanie istotnej korekty wadliwego modelu  piszą prawnicy, profesorowie UW Antoni Bojańczyk i Adam Redzik.

Jednym z licznych problemów trapiących polską naukę jest jej zglajchszaltowanie. Prawo traktuje wszystkie dyscypliny naukowe jednakowo. Nie uwzględnia ich niepowtarzalnej specyfiki oraz istotnych odrębności. To nieuniknione, skoro cała nauka (za wyjątkiem tzw. dyscyplin artystycznych) oparta jest na tym samym modelu regulacyjnym. Oznacza to jednak, że tak odległych w swoich specjalizacjach i metodach badawczych badaczy, jak filologa klasycznego i fizyka jądrowego ocenia się w oparciu o identyczne kryteria normatywne. Nie ma w tym oczywiście niczego złego dopóty, dopóki wypracowane przez ustawodawcę standardy stosowane do filologa mogą być również zastosowane do fizyka  bez szkody dla tego ostatniego (i vice versa). Jednak w wielu wypadkach kryteria oceny wykorzystywane przy awansach naukowych są wyraźnie przystosowane do oceny przedstawicieli nauk ścisłych, zawodzą zaś w przypadku przedstawicieli nauk społecznych i humanistycznych. Tego typu nieprzemyślane ujednolicenie modelu funkcjonowania nauki jest jeszcze bardziej widoczne w tzw. systemie finansowania nauki. Na licznych szczeblach operuje się tu kryteriami innowacyjności i współpracy nauki z biznesem. O ile nie ma wątpliwości co do tego, że fizyk jądrowy (biolog, biochemik, biofizyk, inżynier specjalizujący się w mechanice precyzyjnej) może być zarówno innowacyjny, jak i współpracować z biznesem (bo  na przykład  wymyśli nowy sposób wykorzystania odkrycia naukowego w produkcji czy usługach), o tyle do prawnika, historyka czy filologa klasycznego doprawdy trudno stosować kryteria innowacyjności i wykorzystania owoców badań w biznesie.

Do podobnego, nieprzemyślanego ujednolicenia standardów przyjmowanych w nauce doszło przy okazji reformowania kryteriów decydujących o tzw. awansach profesorskich.  Chodzi o wymóg wypromowania jednego doktora oraz uczestniczenia w postępowaniach recenzyjnych w przewodach doktorskich czy habilitacyjnych.

Intencje ustawodawcy były zapewne szczytne. Przez odwołanie się do tych kryteriów (łatwych do stosowania w postępowaniach awansowych toczących się przed Centralną Komisją do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych) słusznie dążył do wyeliminowania zbyt daleko posuniętej uznaniowości przy decyzjach dotyczących awansu naukowego. Była to próba zobiektywizowania kryteriów oceny naukowców. Jednak zarówno z punktu widzenia ich charakteru, jak i praktyki, która wytworzyła się na podstawie nowych przepisów – oraz wytycznych przyjmowanych na niektórych uczelniach co do stanowiska profesora – wprowadzone przez ustawodawcę zmiany musimy ocenić zdecydowanie krytycznie.

Zacznijmy od próby „suchej” oceny kryteriów zastosowanych przez ustawodawcę. Czy w ogóle jest sens oceniania naukowców z punktu widzenia tego, czy wypromowali co najmniej jednego doktora? Ma to świadczyć o dojrzałości kandydata do awansu naukowego. Ale czy skuteczne wypromowanie doktora dowodzi rangi naukowej promotora i rzeczywiście ma to znaczenie, które chce mu przypisać ustawodawca? Mamy co do tego istotne wątpliwości. Są przecież dyscypliny naukowe tak rzadkie, że „zdobycie” doktoranta i jego wypromowanie zdarza się raz na całe lata. Istnieje też wiele instytutów naukowych, w których w ogóle nie są prowadzone studia trzeciego stopnia (tzw. studia doktoranckie), wskutek czego pracownicy takich jednostek skazani są na poszukiwanie doktorantów na własną rękę, co niekiedy prowadzi do kuriozalnych sytuacji.

Obserwacja praktyk niepokoi. Wypromowanie doktora w naukach humanistycznych niekoniecznie jest dziś wyznacznikiem dojrzałości naukowej czy prestiżu naukowego promotora, lecz wypadkową skuteczności, zręczności taktycznej i umiejętnego przeprowadzenia przewodu doktorskiego uwieńczonego sukcesem.

Czy powinno się naukowców sprowadzać do poziomu zarządzających? Ich zadaniem jest przede wszystkim solidny wkład intelektualny do uprawianej dziedziny – oczywiście także jako inspiratorów, „stymulatorów” i „kontrolerów” badań prowadzonych przez uczniów (w tym doktorantów). Między „skutecznością” menedżera, którego celem jest „wyprodukowanie” doktora, a funkcją opiekuna naukowego i promotora nie ma jednak znaku równości.

Wymóg wypromowania doktora przez kandydata do stanowiska lub tytułu profesorskiego został skrojony z myślą o naukach przyrodniczych czy ścisłych. To tam funkcjonowanie liczebnie silnych zespołów doktorantów ma sens. Realizacja tematów badawczych (sprzęt, często chodzi tu o bardzo drogą i technologicznie zaawansowaną aparaturę) wymaga tworzenia rozbudowanych zespołów doktorantów, którzy spełniają rolę wykwalifikowanego personelu mogącego przeprowadzić czaso- i kosztochłonne badania eksperymentalne. W naukach społecznych i humanistycznych osiągnięcia naukowe częściej są sprawą pracy intelektualnej pojedynczego badacza, a nie wysoko wykwalifikowanych zespołów kierowanych przez lidera-menedżera.

Jeżeli intencją prawodawcy było wprowadzenie pewnego probierza dojrzałości i jakości naukowej kandydatów do dalszego awansu naukowego, to wprowadzone zmiany pokładanych w nich nadziei nie spełniły. Uzależnienie awansu naukowego od „wyrobienia normy” w zakresie „produkcji” doktorów prowadzi do instrumentalnego traktowania przewodów doktorskich przez środowisko. Relacja popyt-podaż odwróciła się. O ile wcześniej to kandydaci na doktorów ubiegali się o przyjęcie do elitarnego grona doktorantów, o tyle obecnie to sami promotorzy (zmuszeni do tego przez nowy kontekst normatywny) stali się powolni doktorantom.

Jeżeli przed laty można było nie promować żadnego doktora i zostać profesorem tytularnym, to dziś dalszy awans samodzielnego pracownika naukowego  doktora habilitowanego  coraz częściej zależy nie tyle i nie tylko od jakości i oryginalności jego dorobku naukowego (szczególnie tego po habilitacji), ile od jak najszybszego „wyrobienia” normy doktorantów. Doktoranci stali się dobrem poszukiwanym. A ich szybka promocja, czasami ze szkodą dla nauki, gwarantem awansu promotora. To niestety prowadzi do kolejnych nieprawidłowości, widocznych szczególnie jaskrawo właśnie w naukach społecznych. Pierwszoplanowego znaczenia zaczyna nabierać umiejętność skutecznego „przyciągania” doktorantów. Teoretycznie powinna działać tu selekcja pozytywna. Przy odwróconej relacji popyt-podaż zmienia się jednak także cała dynamika awansu naukowego na najniższych szczeblach kariery zawodowej w nauce. To samemu promotorowi zaczyna nierzadko bardziej zależeć na szybkim i skutecznym finale przewodu doktorskiego  od tego bowiem zależy jego ocena na dalszych etapach kariery naukowej. Względy merytoryczne zaczynają wówczas odgrywać znacznie mniejszą rolę. Grzecznościowe recenzje stają się wtedy normą przewodów doktorskich w naukach społecznych. Jak się wydaje, za sprawą przepisów, u których podstaw leżały zapewne dobre intencje ustawodawcy, cały system ulega wypaczeniom. W naukach przyrodniczych i ścisłych, z uwagi na dominującą rolę weryfikowalności tez badawczych te zjawiska zapewne nie występują w takim stopniu, jak w naukach społecznych.

„– Masz już doktora? 
– Nie. A ty? 
– Też nie mam, ale dałem ogłoszenie do prasy, że poszukuję doktoranta. Zostało mi tylko dwa lata na wypromowanie doktora. Nie ma na co czekać.”

Czy to rzeczywiście tylko żart? Utrzymanie wskazanych wyżej sztywnych zasad awansu do stanowiska i tytułu profesorskiego może spowodować, że stanie się to rzeczywistością, zwłaszcza w bardzo rzadkich specjalizacjach w naukach humanistycznych i społecznych i tam, gdzie nie są prowadzone studia doktoranckie.

Oby tylko treść takiego ogłoszenia nie brzmiała: „AaaaPoszukuję doktoranta. Pomagam szybko napisać doktorat”. 

Autorzy są profesorami WSNSiR UW (Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW).

 

Pełna treść w "Rzeczpospolitej" z 5 litego 2017 r.